Stoję na schodach przed gmachem Urzędu Miasta w Astańsku razem z małym tłumem - moimi towarzyszami z Frontu Wyzwolenia Azymutian. To są ludzie, którzy podobnie jak ja wierzą, że Azymutia zasługuje na wolność. Wolność od imperializmu i kolonizatorów. W powietrzu unosi się napięcie, ale w oczach zebranych widzę determinację. Wszyscy wiemy, po co tu jesteśmy - dla Azymutii.
Podnoszę rękę, by uciszyć gwar rozmów. Cisza zapada niemal natychmiast. Wciągam głęboki oddech i zaczynam mówić. Każde moje słowo odbija się echem od murów urzędu.
-- Azymutia nie jest waszą kolonią. To nasza ziemia, nasza kultura, nasza przyszłość! Domagamy się natychmiastowego nadania Azymutii statusu prowincji II Federacji Nordackiej i wyzwolenia spod jarzma Muratyki! - W moim głosie nie ma ani cienia wahania. Wiem, że ci, którzy mnie słyszą, rozumieją powagę chwili. Niektórzy przechodnie zatrzymują się, patrzą z niedowierzaniem. Władze miasta pewnie już wiedzą, że tu jesteśmy, ale to nie ma znaczenia. Dziś pokażemy, że nie żartujemy.
Kończę przemówienie, a tłum wybucha okrzykami poparcia. Czuję, jak adrenalina uderza mi do głowy, trochę mnie ciemnieje przed oczami obraz. Kurde, mogłem nie pić tej betonówki wczoraj wieczorem... Schodzę po schodach, ręce mi się trzesą, nogi uginają... Daję sygnał ręką reszcie, żeby oddalili się od budynku i sam zachowuję bezpieczny dystans od gmachu.
Spoglądam na zegarek. To moment, którego nie da się cofnąć. Wciskam przycisk detonatora ukryty w kieszeni mojego tradycyjnego azymuckiego płaszcza. Eksplozja rozdziera powietrze. Przez ułamek sekundy wszystko wydaje się nierealne – huk, dym, krzyki ludzi. Gmach urzędu chwieje się, a fragment jego fasady zapada się częściowo w chmurze pyłu. To drobny znak będący odpowiedzą na lata ucisku.
Nie oglądam się za siebie, na tych frajerów ze Zwierzogrodu. To nie czas na wątpliwości. Zmieniamy właśnie bieg historii, dzięki czemu być może Azymutia nigdy więcej nie będzie ignorowana.
Stoję na schodach przed gmachem Urzędu Miasta w Astańsku razem z małym tłumem - moimi towarzyszami z Frontu Wyzwolenia Azymutian. To są ludzie, którzy podobnie jak ja wierzą, że Azymutia zasługuje na wolność. Wolność od imperializmu i kolonizatorów. W powietrzu unosi się napięcie, ale w oczach zebranych widzę determinację. Wszyscy wiemy, po co tu jesteśmy - dla Azymutii.
Podnoszę rękę, by uciszyć gwar rozmów. Cisza zapada niemal natychmiast. Wciągam głęboki oddech i zaczynam mówić. Każde moje słowo odbija się echem od murów urzędu.
-- Azymutia nie jest waszą kolonią. To nasza ziemia, nasza kultura, nasza przyszłość! Domagamy się natychmiastowego nadania Azymutii statusu prowincji II Federacji Nordackiej i wyzwolenia spod jarzma Muratyki! - W moim głosie nie ma ani cienia wahania. Wiem, że ci, którzy mnie słyszą, rozumieją powagę chwili. Niektórzy przechodnie zatrzymują się, patrzą z niedowierzaniem. Władze miasta pewnie już wiedzą, że tu jesteśmy, ale to nie ma znaczenia. Dziś pokażemy, że nie żartujemy.
Kończę przemówienie, a tłum wybucha okrzykami poparcia. Czuję, jak adrenalina uderza mi do głowy, trochę mnie ciemnieje przed oczami obraz. Kurde, mogłem nie pić tej betonówki wczoraj wieczorem... Schodzę po schodach, ręce mi się trzesą, nogi uginają... Daję sygnał ręką reszcie, żeby oddalili się od budynku i sam zachowuję bezpieczny dystans od gmachu.
Spoglądam na zegarek. To moment, którego nie da się cofnąć. Wciskam przycisk detonatora ukryty w kieszeni mojego tradycyjnego azymuckiego płaszcza. Eksplozja rozdziera powietrze. Przez ułamek sekundy wszystko wydaje się nierealne – huk, dym, krzyki ludzi. Gmach urzędu chwieje się, a fragment jego fasady zapada się częściowo w chmurze pyłu. To drobny znak będący odpowiedzą na lata ucisku.
Nie oglądam się za siebie, na tych frajerów ze Zwierzogrodu. To nie czas na wątpliwości. Zmieniamy właśnie bieg historii, dzięki czemu być może Azymutia nigdy więcej nie będzie ignorowana.